TATRY 2024 czyli relacja z klubowego obozu sportowego
W dniach 10-17 sierpnia w klimatycznym Taborze na Polanie Szałasiska odbył się klubowy obóz sportowy w Tatrach.
Sumarycznie ośmiu śmiałków działało wspinaczkowo w Dolinie Rybiego Potoku. Najwięksi twardziele, Paulina, Georgios i Paweł, spędzili w górach cały tydzień, praktycznie dzień w dzień podchodząc prawie 700 m pod Mnicha.
Paweł, który przyjechał na trekking, obszedł wszystkie sąsiadujące z Taborem szlaki, w tym reprezentował nasz Klub na najwyższym szczycie Polski. 💙
Lista przejść:
Kant Klasyczny VI-, RP | Mnich Paulina i Georgios
Droga Orłowskiego VI, OS | Zadni Mnich Paulina, Georgios i Zuzia.
Uskok Orłowskiego VI, OS | Zadni Mnich Paulina, Georgios i Zuzia
Zemsta Wacława VI+/VII-, RP Zuzia, Ferbik i Kacper + Wacław Spituje, VII+ RP, prowadziła Zuzia | Mnich
Zacięcie Mogilnickiego VI-, OS | Mnich Paulina, Georgios i Kacper
Grań Pd Mnicha VI+, OS | Mnich Paulina i Georgios
RobakiewiczIV, OS | Mnich Paulina, Asia i Georgios
Kant Klasyczny VI-, OS | Mnich Zuzia i Tomek.
Folwark Montano VIII, RP | Mnich Zuzia i Tomek. Całość prowadził Tomek.
Oprócz tego Zuzia i Kacper podjęli się jeszcze przejścia Szarego zacięcia na Czołówce Mięgusza, ale po dwóch wyciągach dorwała ich klasyczna tatrzańska zlewa i skończyło się zjazdami w deszczu. 😉
Pogoda generalnie dopisała i jedynie w dwa dni uniemożliwiła nam wspinanie. Przymusowy dzień restowy wykorzystaliśmy na podejście do schroniska Roztoka na obiad i słynna szarlotkę. 😉
Dziękujemy wszystkim uczestnikom obozu za dumne reprezentowanie Klubu, wspaniałą atmosferę przy wieczornym piwku, integrację i wspólnie spędzony czas na Taborze. 💙💙💙
Wznieśmy kielich za sukcesy i… przedwstępy sukcesów!
Klubowiczki i Klubowicze, czasem trzeba odłożyć pług wspinania i wymasować zmęczone ręce… Bo po każdym zbrukwieniu nastąpić musi relaks, a po każdym sukcesie należy wykąpać się w chwale tegoż. Braki sukcesów należy przemilczeć, a następnie w chwili słabości wypłakać się nad kuflem piwa… chyba.
Zapraszamy wszystkie i wszystkich zainteresowanych na luźne spotkanie przy piwku w sobotę, 31.08 o godz. 20.00 w Tawernie Cutty Sark przy al. Bohaterów Warszawy 111.
Dlaczego? Bo tak.
Jakie są wymagania? Chęć spotkania się w klubowym gronie oraz zgłoszenie mejlowe (info@kw.szczecin.pl) – tylko dzięki temu będziemy mogli zarezerwować odpowiednio duży stolik! Na wiążące zgłoszenia czekamy do 28.08. Po tym czasie możecie po prostu wpaść niezapowiedziani, na pewno znajdzie się miejsce dla każdego!
W pierwszych tygodniach sierpnia Zuzia i Filip spędzili 13 dni w Chamonix – z czego dzięki pogodzie udało się wywalczyć aż 9 dni wspinaczkowych!
W sumie padło 10 dróg:
Grań Motyli wariant 6a, większość do 4, 250 m, Aiguille de Peigne,
Conatmine-Vaucher 6a+, 400 m, Gendarme Rouge, Aiguille de Peigne,
Rébuffat-Pierre 6a+, z wyciągiem podejściowym ok. 140 m, Filar Cosmiques, Aiguille du Midi,
Grań Cosmiques 4c, Aiguille du Midi,
Les Lepidopteres wariant 5c, 130 m, Aiguille de Peigne,
Le Lifting de Roi 5c, z wyciągami podejściowymi ok. 250 m, Roi de Siam,
Droga Szwajcarska + O Sole Mio 6a+, z wariantami podejściowymi po skale 16 wyciągów i ok. 560 m wspinania , Grand Capucin,
Droga Salluarda 6a, 240 m, Pointe Adolphe Rey,
Le Piege 6a+, 200 m, Tour Verte, Envers des Aiguilles oraz (po zjeździe ze szczytu) wariant wejściowy rysą za 6b+,
Le marchand de sable wariant dolny za 6b, 330 m, Tour Rouge
Jak widać z wykazu, zespół działał w trzech rejonach (Aiguille du Peigne, Cirque Maudit i Envers des Aiguilles) i miał okazję dogłębnie zapoznać się z nocnym chłodem lodowca pod tyłkiem, ale też z wygodnymi materacykami w malowniczo położonym schronisku Envers des Aiguilles.
Nie obyło się bez długich wędrówek, kluczenia między szczelinami, strachowych zjazdów przez ogromne przewieszki i zaklinowanej liny… Wszystko jednak skończyło się dobrze, a humor przez większość czasu dopisywał, co widać na załączonych obrazkach.
Zuzia jest stałym bywalcem gór wysokich, mimo to pierwszy raz działała w nich wspinaczkowo i czysto skalnie. Jakie są jej pierwsze wrażenia?
Zuzia:
„Wyjazd uważam za spełnienie wspinaczkowych marzeń, ponieważ przez dwa tygodnie udało nam się przejść każdą drogę w którą się wstawiliśmy, wspinać się w kilku różnych sektorach, przeżyć wschód słońca na lodowcu, przetrwać ekscytujące zjazdy i poczuć sporo adrenaliny.
Alpy okazały się być nieco onieśmielające zarówno swoim pięknem, jak i wielkością ścian i mocną wyceną dróg. Już wiem, że do Chamonix będę regularnie wracać, ponieważ ogrom dróg i emocji jakie oferuje – uzależnia.”
Przebyty w kwietniu kurs rysowy okazał się w Szamoniewie dużym ułatwieniem, bo niejeden fragment trzeba było przejść na czystych klinach.
Przed wizytą pod dachem Europy warto też poćwiczyć chodzenie po niczym na połogach – tatrzańskich lub w Starościńskich Skałach. Człowiek w końcu rozumie, po co w te Sokoły i Tatry jeździ…
Droga Cassina na Piz Badile w relacji naszych klubowiczów
Dzieje się ostatnio w górach!!
Piękny alpejski klasyk: droga Cassina na północnej ścianie Piz Badile (3308 m n.p.m.) została pokonana 03.08 stylem OS przez Przemka Balladę i Roberta Palucha!
Droga Cassina na Piz Badile: ✅️ VI+, 800 m // OS
Materiały ze strony https://www.bergsteigen.com
Oddajemy głos Przemkowi, który tak napisał po przejściu:
„Odkąd wiele lat temu Tomano pokazał mi zdjęcie góry, jej obraz powracał do mnie, jak powtarzający się sen, będący z tych snów, w których tuż po przebudzeniu chcesz się ponownie zanurzyć… lecz to ciągle był tylko sen.
Piz Badile, granitowy monolit rozpięty jak potężny żagiel wysoko nad Val Bondasca, dzielący ten skrawek świata na schludną, trochę bez życia Szwajcarię i Italię z jej radosnym rozgardiaszem (osobiście wybieram Italię).
Północną ścianą Piz Badile biegnie jeden z wielkich alpejskich klasyków: droga Cassina. Sam Riccardo Cassin jest legendą Dolomitów i Alp, dożył 100 lat (zmarł 6 sierpnia 2009 r.) i wspinał się do końca…, i pewnie wspina się nadal, tyle że gdzie indziej.
Wracając do mojego snu, pomysł wyprawy na “Badyla” podrzucałem niejednokrotnie wielu wspinającym się kolegom, lecz jakoś zawsze spalał na panewce, aż wreszcie około dwóch tygodni temu w rozmowie telefonicznej z Robertem idea pojawiła się na łączach i…. Roberto taki już jest, Roberta nie trzeba namawiać. »Dobra stary« – powiedział, »śledzimy prognozy i uderzamy, gdy tylko będzie szansa na nieco słońca«.
Z Robertem wspinałem się w latach dziewięćdziesiątych zimą w Tatrach i przeżyliśmy wówczas kilka zacnych przygód, z nieplanowanym, całonocnym, wiszącym biwakiem w ścianie, gdy lina zaklinowała się podczas zjazdów. Takiemu partnerowi, z którym związałeś się w górach liną, i który cię nie zawiódł po prostu ufasz.
Gdy po latach znów jesteśmy razem w górach, okazuje się, że w alpejskiej ścianie jesteśmy, jak stare dobre małżeństwo – wszystko idealnie gra bez zbędnych słów. 800-metrową drogę Cassina o trudnościach do VI+ (wariantem startowym Rébuffata) przeszliśmy sprawnie w stylu OS, w czasie standardowym.
W ścianie spotkaliśmy dwa zespoły braci Czechów, z którymi umilaliśmy sobie czas konwersacją na stanowiskach, a po zejściu (zjazdach) na stronę włoską (ściana, którą biegnie Cassin znajduje się po stronie Szwajcarskiej), dalej przy piwku w Rifugio Gianetti.
Wspinaczka na Piz Badile, to prawdziwa alpejska wyrypa – podejście z parkingu w miejscowości Bondo (850 m n.p.m.) do schronu Capanna Sasc Furä (1904 m n.p.m.) następnie podejście pod ścianę i 800 m wspinaczki drogą Cassina, dalej granią na pik (3308 m n.p.m.), po czym częściowo zejście terenem ekspnowanym, a częściowo zjazdy na stronę włoską, czynią całość wycieczki dość wymagającą, nie tylko dla emerytów.
Gdyby tak wszystkie piękne sny się spełniały, życie byłoby nadzwyczaj piękne, a tak niestety jest tylko piękne…”.
W drugim tygodniu lipca, równolegle do wyjazdu na Labak – ak’a wyjazdu eksploracyjnego do Ith, miała miejsce jeszcze jedna akcja naszych klubowiczów: Zuzi, Marka, Kasi i Roberta.
Mimo mało zachęcającej prognozy w alpejskim masywie Wilder Kaiser, uznali, że silniejsze od deszczowych chmur będzie pozytywne nastawienie i uśmiechy na ich twarzach.
Jak się sprawdziło? Przekonajcie się poniżej w relacji Marka!
Marek:
„Sam wyjazd ze Szczecina rozpoczął się dla nas od tak silnej deszczowej nawałnicy, że ledwie widzieliśmy maskę własnego samochodu. Na szczęście im dalej na południe, tym deszcz padał coraz lżej.
Wieczorem dotarliśmy na parking Kaiserbachtal, koło schroniska Griesneralm, gdzie spaliśmy w namiocie i samochodzie. Jak na złość w nocy rozbudził nas deszcz, domagając się, żeby zwrócić na niego uwagę, ale zignorowaliśmy go i po obróceniu się na drugi bok, oddaliśmy się ponowne w objęcia Morfeusza.
Poranek przywitał nas przepięknym widokiem.
Po szybkim śniadaniu ruszyliśmy dziarskim krokiem w kierunku schroniska Stripsenjochhaus, zatrzymując się po drodze pod ścianą z krótkimi, dobrze obitymi drogami, głównie 3-wycigowymi na Wilderangerwandl.
Szybki wybór jednej z kilkunastu dróg (Plaisir, VI-) i ekspresy poszły w ruch!
Już przy końcu drugiego wyciągu przywitała nas niesamowita chmura, która wlała się majestatycznieprzez grań do doliny niczym powoli sunący po niebie smok (naprawdę tak wyglądała!). Na nasze szczęście w nieszczęściu nie było tam żadnego ognia, ale z tej przerażającej i jednocześnie pięknej japy spadła na nas jego ślina, czy może raczej po prostu deszcz… Pozostał nam szybki wycof i zjazd w dół, gdzie czekał na nas, z elegancką parasolką, drugi zespół wspinaczkowy w postaci Roberta i Kasi, którzy nie dali na siebie napluć temu wstrętnemu gadowi.
W akompaniamencie dudniących o nasze kaski kropel deszczu, i co rusz grzmiących tu i tam piorunów, podeszliśmy kolejne 30 minut pod górę do schroniska, gdzie poratowano nas ciepłą strawą i zimnym piwem. Niepocieszeni pogodowymi zagrywkami natury przeszliśmy do taktycznego wyczekiwania na lepszy warun: drzemki.
Taktyka okazała się skuteczna! Możliwe, że znudzony brakiem kolejnych ofiar smok poleciał gdzieś indziej, odsłaniając nam przepiękne widoki, którymi mogliśmy nacieszyć nasze, już nie tak zaspane oczy.
Dzięki rewelacyjnej widoczności, razem w przewodnikiem w ręku, mogliśmy zaplanować co chcemy zrobić następnego dnia, a także pomyśleć o celach na kolejne wizyty w tym magicznym miejscu.
Z samego rana, niczym wygłodniała banda małych dzieci jako pierwsi stawiliśmy się w jadalni, żeby napełnić brzuchy Nutellą… ehhh znaczy węglowodanami i wyruszyć na zasnuty mgłą, ale cierpliwie czekający na nas cel: Stripsenzahn na Totenkirchl.
Stripsenzahn to 8 wyciągowa drogao długości około 310 metrów z finałowym (jak straszyło nas topo) 55-metrowym kominem o wycenie 6-.
Z początku pogoda była po naszej stronie, na podejściu widoczność poprawiła się, ale okazało się, że było to tylko zwodnicze szeptanie matki natury, żeby wywabić nas z ciepłych łóżek. Im dalej w… skałę tym warunki się pogarszały. Po dojściu do punktu startowego widoczność spadła już do około 100m, ale zdawało się, że co chwilę będziemy widzieć, co rusz pojawiające się i znikające w oddali schronisko. Nic bardziej mylnego, ale o tym zaraz.
Najpierw skupmy się na drodze. Otóż, kiedy my smacznie sobie spaliśmy zawinięci w śpiwory i kocyki, myśląc o jednorożcach i odległych gwiazdozbiorach – szczególnie tych futrzanych, nasz smok (czy już też może bardziej wstrętna gadzina) przybyła w nocy i kompletnie zmoczyła nam skały. Także nie było nam do śmiechu ruszając pierwszy wyciąg za całe POTĘŻNE 4- z jednym miejscem za 5+, gdyż klamy po pachy, które tam były i zapraszały, żeby ja złapać były kompletnie mokre i wyślizgane niczym nasza polska jura (celowo z małej litery, nie pozdrawiam). Zacisnąwszy zęby i klnąc pod nosem brnąłem dalej myśląc: «Co nas do cholery podkusiło, żeby w to mokre iść, niech no ona tu na górę wejdzie i zobaczy w co się pakujemy. Gdybym wiedział, wziąłbym rękawki i płetwy, a nie friendy…». Tak też pełen optymizmu i niekończącej się radości dobrnąłem do końca pierwszego wyciągu, budując stanowisko i zapraszając do dołączenia w tej wesołej “zabawie” moją wspinaczkową partnerkę znajdującą się na drugim końcu liny. Kiedy Zuzia dotarła do mnie, tryskając ciutkę mniej pozytywną energia niż przed startem, daliśmy sobie szanse i uznaliśmy, że na górze na pewno będzie lepiej! Jak się domyślacie, było bosko…
Kolejne pokonywane wyciągi można by określić parafrazując klasyk z wielkiego ekranu – «Czasem słońce, czasem akwarium».
Skupieni na pokonywaniu mokrych trudności przestaliśmy zwracać uwagę na to, co dzieje się dookoła nas. Może po prostu nie było na co zwracać uwagi? Widoczność spadła do 30-40 metrów i zostaliśmy otoczeni przez majestatyczne mleko, niczym w baśniowej przygodzie. Tak bujając w obłokach dotarliśmy do ostatniego wyciągu. Co ciekawe, co jakiś czas słyszeliśmy bardzo blisko czyjeś śpiewy, za to hulanek i swawoli przez te chmury nie był widać. 🙁
Uznaliśmy optymistycznie, że jak dotrzemy do końcowego komina, to na pewno będzie on czekał na nas suchutki niczym to pranie, które zdejmujemy z suszarki już od tygodnia. Nie uwierzycie: nie był suchy! Z komina kapały na nas co rusz kolejne krople. Kto wie, może to ten smok czekał na końcu wyciągu śliniąc się na nasz widok?
Zuzia, jako ta odważniejsza i bardziej nieustraszona, podjęła wyzwanie i ruszyła w górę, chcąc sprawdzić czy mieliśmy racje. Smoka nie spotkała. Możliwe, że gad na jej widok szybko się stamtąd zawinął, bo któż chciałby stawić czoła głodnej Zuzi?! Najdłuższy wyciąg, który miał mieć 55 metrów, okazał się “tylko” 35 metrowym kominem. Nie wiemy jak to się stało, może ktoś źle pomierzył, może w topo był błąd, a może Coś zjadło kawałek skały?
Nie ważne! To już się dla nas nie liczyło! Chwile później mnie też udało się przebrnąć przez cieknącą gardziel i oboje wylądowaliśmy na końcu drogi. Był to już koniec naszego wspinania.
Czy widoki z góry były piękne? Czy było warto?
Oczywiście, że tak. Drogę polecamy, widoki też, pod warunkiem, że lubicie na nas patrzeć, bo nic poza nami nie widzieliśmy. Dookoła otaczała nas nieprzenikniona mgła.
Zejście z początku enigmatyczne, okazało się być dość logicznym. Myśleliśmy, że czeka nas błądzenie po trawiasto-skalnych tarasach Totenkirchl, jednak miłym zaskoczeniem była dość wyraźnie wydeptana ścieżka zejściowa. Czekał nas jeszcze zjazd w niepozorną przepaść, w kompletne mleko, gdzie nie widziałem końca liny. Zaliczam go jako jedną z najładniejszych i niepowtarzalnych operacji linowych w moim życiu. Niesamowite uczcie zjeżdżać w nicość...
Przy użyciu map.cz finalnie udało nam się dotrzeć w jednym kawałku do schroniska w zaskakująco dobry czasie. Cali, zdrowi i zmęczeni uznaliśmy, że pół sukcesu to wejść na górę, ale bez zaplanowanej dokładnie trasy zejścia i wspomagania się współczesną technologią, wrócilibyśmy dużo później i zdecydowanie bardziej głodni, a co gorsza, nie załapalibyśmy się na kolację w schronisku.
Także drogie dzieci, pamiętajcie: logistyka, plan podejścia jak i zejścia są równie ważne co przebieg samej drogi, jak nie ważniejsze! Kto będzie pamiętał, że zrobiliście drogę, jeśli z niej nie wrócicie?
Z przyjemnością informujemy, że po raz kolejny wyłonione zostały nasze klubowe nagrody wspinaczkowe Złoty Hak.
W tym roku przyznano po jednej nagrodzie w kategoriach: ALPINIZM i SPORT.
ZŁOTY HAK 2023
kategoria: ALPINIZM
Robert Paluch
Nagrodę przyznano za: trzy poważne alpejskie przejścia.
Każde z nich odznacza się innymi walorami jeśli chodzi o powagę drogi, co świadczy między innymi o wszechstronności Roberta jako alpinisty.
Droga: Eugster Diagonal na Aiguille du Midi Partner: Rafał Zając vel Waldorf Data przejścia: 07.02.2023 r. Wskazanie trudności: TD IV P4 M4+
Opis przejścia: droga o przewyższeniu 1000 m, wg niektórych źródeł ma nawet 1600 m długości. Główne trudności na starcie drogi, gdzie wytopiony “stożek” odsłonił ok. 15-20 m skalnego terenu o trudnościach ok. M6/6+. Droga na północnej ścianie, pokonana w warunkach zimowych w 1 dzień (12 godz.).
Droga: Cordier Piller na Aiguille Grand Charmoz (Chamonix) Partner: Robert Grabia (KW Bydgoszcz) Data: 15.07.2023 r. Wskazanie trudności: TD 6b P3
Opis przejścia: droga o dł. ok. 850 m, 28 wyciągów, pokonana w 10 godz. + zjazdy ok. 6 godz. Mocne i długie wspinanie skalne w konkretnej masie granitu.
Droga: Kuffner Ridge z wejściem na Mount Maudit 4465 m n.p.m. (Mont Blanc) Partner: Robert Grabia (KW Bydgoszcz) Data: 20.07.2023 r. Wskazanie trudności: D IV P3, średnie nachylenie: 50 stopni
Opis przejścia: droga o przewyższeniu 1110 m (trudności 900 m), pokonana w 8 godz. Droga to eksponowana śnieżno-mikstowa grań – jedna z bardziej klasycznych i graniówek alpejskich. Powrót: trawers przez lodowiec Mont Blanc du Tacul – 4 godz.
ZŁOTY HAK 2023
kategoria: WSPINACZKA SPORTOWA
Tomasz Guliński
Nagrodę przyznano za: najlepsze klubowe skalne przejście sportowew sezonie 2023.
Droga: Dynamisch Tirol Lokalizacja: Frankenjura, skała Illafels Data przejścia: 09.09.2023 r. Wskazanie trudności: 8a (RP)
W skład Komisji weszli: Dominik Pilip, Robert Narolewski, Jerzy Kawiak i Tomek Ferber. Kanclerzem nagrody, jak co roku, był Robert Narolewski.
Wręczenie nagród odbędzie się jesienią, podczas spotkania integracyjnego. O dokładnej dacie i miejscu będziemy wkrótce informować.
FOINTENBLEAU! 🪨 Klubowy wyjazd na baldy 14–21.09.2024 r.
Serdecznie zapraszamy członkinie i członków Szczecińskiego Klubu Wysokogórskiego naboulderowy wyjazd do Fontainebleau!
✔️ TERMIN 14-21 września 2024 r.
✔️ DOJAZD Autem
✔️ZAKWATEROWANIE Pole namiotowe Camping La Musardière. Zlokalizowane w pobliżu wielu popularnych sektorów. Przyzwoite zaplecze sanitarne, przystępna cena.
✔️WSPINANIE Fontainebleau to jedno z najpopularniejszych miejsc do boulderingu na świecie i obowiązkowy punkt dla każdego wspinacza. Położony około 70 km na południowy wschód od Paryża rejon wspinaczkowy składa się z wielu różnych sektorów rozmieszczonych wokół wioski Fontainebleau.
Prosimy o nadsyłanie zgłoszeń do 14 sierpnia (włącznie)
W mailu prosimy podać: – info o dysponowaniu samochodem do transportu, z podaniem ilości miejsc lub potrzebą znalezienia transportu z innymi klubowiczami / klubowiczkami, – preferowanym dniu i godziną wyjazdu oraz powrotu, – telefonem kontaktowym.
Tydzień temu, w związku z dynamiczną pogodą, klubowy wyjazd na Labak został przekształcony w wyjazd eksploracyjny do Ith, na pn–zach Niemiec (okolice Hildesheim).
Ith to:
112 skał i ponad 400 dróg wspinaczkowych!
Rodzaj skały: wapień o bogatej rzeźbie (dziurkowane płyty, dachy, często struktura warstwowa). Drogi oceniliśmy na dużo ładniejsze niż wyglądały z dołu. Fani wspinu na Franken bedą zadowoleni!
Rodzaj wspinaczki: sport i trad (albo raczej sport + trad 😉). Obicie sportowe jest raczej rzadkie, lepiej wziąć ze sobą coś żeby dołożyć (friendy dobrze siadały). Ewentualnie zawsze można potrenować psychę.
Dojazd ze Szczecina to ok. 5h głównie po niemieckich autobahnach (ok. 500 km).
Przewodnik po Ith (i nie tylko):
Dzień pierwszy –sektor Haderturm
Spaliśmy pod namiotami na campingu JDAV Nord za 5 eu / osobo-doba, gdzie w cenie jest zielona trawka i zimny prysznic. W skały stamtąd jest od 5 do 10 min, i nie trzeba ruszać auta (bardzo fajna opcja!). W okolicy jest także kilka innych campingów, z większa liczbą udogodnień i nawet jeziorem!
Dzień drugi – sektor Parkplatzwand
Jak widać wciąż można odhaczyć nowe spoty wspinaczkowe w nie bardzo odległym sąsiedztwie naszego portowego miasta!
Zachęcamy do eksploracji, wysyłania relacji, no i oczywiście wyjazdów z nami❣️
Przed Wami nowe klubowe koszulki techniczne z niesamowitą grafiką Gryf pod Krzywą od naszej klubowej koleżanki Wiktorii Arendt, która tak oto będzie się prezentować na koszulkowych plecach:
Gryf pod Krzywą – grafika w przybliżeniu
Na froncie koszulki (blisko serca) znajdzie się logo Szczecińskiego Klubu Wysokogórskiego a na rękawku / ramieniu logo PZA.
INFO KOSZULKOWE:
Wszystkie koszulki w bazowym kolorze białym z grafikami
Materiał: techniczny (oddychający, do biegania i wspinu!)
Koszt jednej koszulki to 75 zł.
Będą trzy wersje koszulek:
1. Wersja unisex / t-shirt | rozmiary do zamówienia: XS, S, M, L, XL
Wizualizacja: Koszulka unisex / t-shirt
Rozmiarówka koszulki t-shirt unisex
2. Wersja na ramiączkach damska | rozmiary do zamówienia: S, M, L
3. Wersja na ramiączkach męska | rozmiary do zamówienia: S, M, L, XL
Norweski wspin czyli: Stetind i droga Sydpilaren – RELACJA klubowicza
Zapraszamy Was do relacji Przemka Ballady z wyjazdu na daleką północ, gdzie w czasie dnia polarnego (z 4 na 5 lipca br.), wraz ze swoimi dawnymi kursantami: Arielem i Dominikiem, zrobili w stylu OS drogę Sydpilaren na górze Stetind.
góra Stetind 1392 m n.p.m.. – symbol Norwegii
„Norwegia niezmiennie zachwyca…” – szczególnie fanów wspinaczki tradycyjnej! #wyjazdyklubowiczówskw
Relacja Przemka z przejścia:
Stetind ✅️Sydpilaren (Filar południowy) 6- / OS, 13 wyciągów / ok. 630 m wspinu
„Całość wspinaczki łącznie z zakładaniem stanowisk musi odbywać się przy użyciu asekuracji własnej. Istnieje oficjalny zakaz “boltowania” góry.
Uwzględniając jeszcze pogodę, która kaprysi tu mocno i potrafi zmieniać się, jak w kalejdoskopie, czego podczas naszej wspinaczki doświadczyliśmy na własnej skórze (jest to urok i zarazem przekleństwo gór, których stopy zanużone są w morzu), trzeba zaliczyć tutejsze drogi wspinaczkowe do kategorii poważnych.
Będąc monolitem Stetind w zasadzie pozbawiony jest półek umożliwiających ewakuację ze ściany (jak to często bywa w Tatrach). Wycof będzie w stu procentach wymagał zakładania własnych stanowisk zjazdowych.
Monolit ten ma niezaprzeczalne zalety – brak kruszyzny….”.
______________________
Stetind – góra znajduje się w norweskim regionie Tysfjord, około 90 km na południe od Narvik i jest dla Norwegów „górą narodową”. Jej granitowy, płasko ścięty wierzchołek wznosi się na wysokość 1 392 m n.p.m., jednak należy pamiętać, że góra wyrasta niemal prosto z otaczających ją fiordów.