W naszych planach i klasyki i nowości! Zapraszamy do zapoznania się i uczestnictwa!
⬇️ ⬇️ ⬇️
Szczegółowe info o wszystkich aktywnościach znajdziecie w ➡️ AKTUALNOŚCIACH. Zachęcamy też aby zerknąć w ➡️ KALENDARZ na naszej stronie.
WYJAZDY i OBOZY
Otwarcie sezonu już niebawem, rezerwujcie weekend ➡️ 25-27 kwietnia! W tym roku chcemy odwiedzić dolnośląskie ogródki. Będą nowe skałki, za to formuła ta sama: integracja i wspinanie – jakie kto lubi.
Na wyjazd dedykowany pod wspinaczkę sportową zapraszamy w długi weekend czerwcowy do Frankenjury, a na klubowe trady dla odmiany we wrześniu, ale za to klasycznie w Rudawy i Sokoliki.
‼️ Letni obóz sportowy KW Szczecin odbędzie się w tym roku w Val Masino, w masywie Bregaglia, we Włoszech➡️ od4 do 10 sierpnia. Dolina Mello (Val di Mello) stanowi ciekawą destynację na obóz wspinaczkowy, dzięki temu, że oferuje rozmaitość form działalności wspinaczkowej (baldy, sporty i wspinanie górskie, w świetniej jakości granicie). Słyszeliśmy też, że jest tam po prostu bardzo ładnie, więc można pójść na piękny trekking. 🙂 Już teraz gorąco Was zapraszamy aby pojechać tam razem z nami!
INTEGRACJA
Tak, tego też oczywiście nie zabraknie. Letni Wieczór Górski (#3!), planujemy w plenerze, a w maju i czerwcu odwiedzimy Goat Crag na Dzień otwarty SKW i Drugi Piknik Międzynarodowy.
Szczegóły wydarzeń już wkrótce!
Liczymy na Wasz udział 💙w planowanych przez nas wyjazdach i wydarzeniach.
Wsparcie finansowe zbiórki na operację Joli Kochel-Karakulskiej
Prosimy Was gorąco o wsparcie finansowe zbiórki na operację żony naszego klubowego kolegi Michała: Joli Kochel-Karakulskiej. Jola od czterech miesięcy walczy ze złośliwy nowotworem trzustki. Operacja planowana jest na 15 lipca.
Już w niebawem rusza Bald Port: nowa boulderownia w Szczecinie!!!
Jak piszą właściciele: „ będzie to nowe miejsce w Szczecinie dla tych, którzy chcą się ruszyć, pobawić, poczuć adrenalinę i poznać super ludzi, wypić dobrą kawę albo po prostu łoić!”.
Co znajdziecie na obiekcie ?
✅ Ściankę boulderową o wysokości 4,5 m Główna ściana boulderowa to aż 400 m². Znajdziecie tu problemy dla każdego: od pierwszych kroków po zaawansowane przystawki.
✅ Ściankę szkoleniową o wysokości 7,5 m Ściana z asekuracją. Idealna przestrzeń do nauki techniki i pracy nad formą. Świetnie sprawdza się przy kursach, sekcjach i treningu wspinaczki z liną.
✅ Tunel drytoolowy 25 m ‼️ Jedyny w Polsce tunel do treningu drytoolingu‼️ Stworzony z myślą o pasjonatach wyzwań i wspinaczki zimowo-klasycznej.
✅ Kilterboard o 7 m szerokości Ogromny, interaktywny Kilter Board oferuje niemal nieskończoną liczbę krótkich dróg wspinaczkowych. Idealny do systematycznego treningu, robienia progresu i zabawy na wyznaczonym stopniu trudności.
✅ Przestrzeń eventową / joga Wielofunkcyjna sala eventowa. Miejsce na relaks, rozwój i wspólne aktywności. Prowadzione tu będą indywidualne imprezy, zajęcia z jogi dla wspinaczy, a także warsztaty i spotkania dla naszej społeczności.
✅ Strefę chillu Baldport Zaprasza tu na pyszną kawę i zdrowe przekąski. Idealnie nada się na chwilę relaksu po treningu lub spotkanie ze znajomymi.
✅ Pokój sensoryczny Miejsce, gdzie najmłodsi mogą się wyszaleć, gdy rodzice trenują. Przestrzeń stworzona i zaprojektowana przeze specjalistów z myślą o naszych najmłodszych wspinaczach.
✅ Strefę fitness (z campusem i spraywallem‼️) Strefa treningu siłowego i specjalistycznego – wyizolowana przestrzeń, w której znajdziesz rozbudowany campus, spraywall oraz pozostałe fachowe wyposażenie pozwalające na specjalistyczny trening wspinaczkowy.
Z kim się widzimy na otwarciu? Wpadnij solo, z rodziną lub znajomymi!
Relacja z wyjazdu do Doliny Argentière w masywie Mont Blanc.
przebiegdrogi Charlet-Ghilini na północnej ścianie Pre de Bar
Zapraszamy do relacji naszego klubowego kolegi Roberta Palucha z pierwszego polskiego przejścia drogi Charlet-Ghilini na północnej ścianie Pre de Bar w Dolinie Argentière w rejonie Mont Blanc. Jego partnerem na tej drodze był Rafał Zając (KW Wrocław).
A teraz oddajemy głos Robertowi:
„ 2 maja 2025 r., wraz z Rafałem Zającem vel Waldorf (KW Wrocław), jako pierwsi Polacy przeszliśmy drogę Charlet-Ghilini na północnej ścianie Pré de Bar w Dolinie Argentière (rejon Mont Blanc). Zgodnie z opisem droga ma długość 500 m, trudności: ED-, lód 80-85 st. z fragmentem 90 st. (ok. 8-10 m), trudności lodowe V, mikst do M4+, PIII. W naszym odczuciu pokonaliśmy ją w warunkach o trudnościach: ED, lód V+, M4+, PIII+. Ale po kolei!
Zgodnie z opisem droga ma długość 500 m, trudności: ED-, lód 80-85 st. z fragmentem 90 st. (ok. 8-10 m), trudności lodowe V, mikst do M4+, PIII. W naszym odczuciu, pokonaliśmy ją w warunkach o trudnościach: ED, lód V+, M4+, PIII+.
Ale po kolei!
Robert (KW Szczecin) i Rafał (KW Wrocław)
Z Polandu wyruszamy we wtorek, 29 kwietnia, z zamiarem zrobienia jednej drogi. Szybka akcja, w sensie, że w niedzielę musimy wrócić. Nawigacja ustawiona na Zermatt, ale tak na serio, to przez całe Niemcy i Austrię będziemy rozważać kwestie dotyczące naszego celu. Mamy dwie opcje na tapecie. Dla mnie atrakcyjniejsza wydaje się ta od Zermatt – droga Grassi-Bernardi na Roccia Nera. To rejon Breithornów i Matternhorna. Nie wiem, jak to się stało, ale jeszcze nie byłem pod Mattem. Tak wyszło jakoś (zaplanowałem, że w tym roku to zmienię, i to miała być pierwsza szansa;)). Opcja druga to właśnie Dolina Argentière. Wprawdzie rejon Mont Blanc mam dość dobrze zacykany, ale w Argentière byłem tylko raz.
Waldorf był już kiedyś na Charlet-Ghilini, ale musieli się chłopaki zawinąć, bo na pierwszym z trudnych wyciągów zabrakło lodu. Swoją drogą, teraz nie było dużo lepiej… ale o tym później.
Była taka bomba z podjęciem tej decyzji, że w zasadzie to zjechaliśmy już w kierunku Zermatt, żeby w ostatniej chwili zmienić zdanie i zdecydować, że jednak jedziemy na Chamonix. Skusiły nas relacje o dobrych warunkach w rejonie Blanca, bo tych z Matternhornu nie było wcale. Poza tym chyba poczuliśmy to lekkie łaskotanie w okolicach… ego. No jasne, fajnie by było zrobić pierwsze polskie przejście, niełatwej przecież drogi. Trochę okrężną drogą, ale ok. 23.00 docieramy do miejscowości Argentière. Znajdujemy miejsce na parkingu pod kolejką i kładziemy się spać.
Pobudka rano. Rytuały wspinaczkowe: kawa, śniadanie, pakowanko na 4 dni w schronisku i akcję górską. Nie wiadomo, czy dostaniemy nocleg, więc śpiwory, karimaty, gary, gaz, żarcie (dopiero gdy podchodziliśmy, to dostaliśmy SMS-a od Freda (właściciela schroniska): „zapraszamy, może coś się znajdzie”. Plecaki ważą ponad 20 kg. Z tym gemelem, z przypiętymi rakami śnieżnymi i biletami w dłoni podchodzimy do kolejki… żeby dostać kopa w twarz. Dosłownie. Wstęp tylko dla narciarzy! Żart!? Nie. Na nic negocjacje, na nic tłumaczenia, że pierwszy raz w życiu widzimy na oczy narty i nie wiemy co to jest, że w sumie to ja mam w plecaku wózek inwalidzki taki składany i że kolega będzie mnie pchał na tym wózku do schroniska. Nie można, „rules are rules” i tyle.
Normalnie kolejka wywozi do górnej stacji na Grand Montets. Stamtąd po prostu zjeżdża się na nartach na lodowiec. Jakiś czas temu stacja ta uległa spaleniu, jest obecnie w remoncie (być może zakończono prace przed sezonem letnim, tego nie wiem), w związku z czym, aby wyjechać jak najwyżej należy skorzystać z Plan Joran. Stamtąd robi się trawers na lodowiec. Ten wjazd załatwia jakieś 35-40% podejścia do schroniska. My zdecydowaliśmy, że nie zabieramy nart. Nie wiem czemu, może właśnie mieliśmy z tyłu głowy, że skoro Grand Montets nie działa, to nie ma sensu. Zresztą ja swoje narty zostawiłem pod Tatrami. Poza tym wizja wspinania w ciężkich Maestralach RS nie napawała mnie optymizmem. Waldi jakoś nie naciskał, od razu jakoś zakładaliśmy, że podchodzimy na rakietach. Teraz już wiem, że o wiele łatwiej było by wziąć skitury, a dodatkowe buty wspinaczkowe wrzucić do plecaka (choć nie są lekkie przecież). Nie tylko dlatego, aby dostać się na kolejkę, ale także do poruszania się po lodowcu. Jest łatwiej i bezpieczniej. Popełniliśmy błąd, który kosztował nas prawdopodobnie kilka godzin dymania z ciężkim worem pod górę.
Jest bardzo stromo na początku, upał, później wory wgniatają w rozmięknięty lodowiec, wysokość robi swoje. Koszmar. Do schroniska docieramy po… ponad 9 godzinach. Szczerze? Byłem pewien, że po takim podejściu będziemy leżeć przez dwa dni jak wieloryby na brzegu, a potem… trzeba będzie schodzić w dół. Po dotarciu do schroniska Fred i jego małżonka uraczyli nas przepyszną kolacją. To dobrze rokowało, bo od razu nastroje nam się poprawiły.
Jak to w schronisku górskim, bez względu na to, czy ruszasz przed świtem czy chcesz pospać, pobudka wcześnie rano. Nie pamiętam, ale chyba 5.30. Zwalamy się z łóżek, jemy coś. No dobra, spakujemy się i spróbujemy się ruszyć. Nie czuję się źle. A jak ja nie czuję się źle, to Waldorf, taki koń, na pewno pociągnie. O 9.00 wychodzimy zrobić rekonesans pod ścianę. Jest upał. Najpierw lekko pod górę lodowcem ok. 1,5 godziny, ostatnie 45 min dość stromo pod ścianę. Z dołu ściana wygląda nadzwyczaj dobrze, lód jest widoczny co najmniej do 2/3 wysokości, górnej części nie widać (sic!). Martwią nas tylko wysokie temperatury, pod ścianą, w cieniu jest ok. zera. Przechodzimy przez szczelinę brzeżną, zostawiamy sobie poręcz na rano, zostawiamy szpej pod ścianą. Ok. 15.30 meldujemy się z powrotem w schronisku. Chwila restu, jedzenie, pakowanie.. o 20.00 jesteśmy już w łóżkach i próbujemy zasnąć. Z tym spaniem przed akcją górską to wiadomo jak jest.
Zegarek budzi mnie o 2.30. Za każdym razem jest tak samo: „nie no w godzinę się wyrobimy, spokojnie”. Można to między bajki włożyć. Wychodzimy o 4.00. W ścianę wbijamy się tuż przed 7.00 rano. Pierwszy odcinek drogi to strome pole lodowe (zazwyczaj lodowe) lub śnieżne (mieliśmy śnieg po kolana), które pokonuje się z lotną asekuracją. Trudności zaczynają się ok. 150 m nad szczeliną brzeżną. Pierwsze trzy wyciągi nie nastręczają nam większych problemów. Trudności lodowe III, fragmenty maks. IV. Wszystkie prowadzi Waldorf. Każdy z tych wyciągów ma ponad 60 m, tak więc, aby prowadzący doszedł do stanowiska, trzeba przejść kilka metrów z lotną (później zjazd drogą, ze względu na wydłużanie się liny, nie jest problematyczny, pod warunkiem że lina ma 60 m). Po tym preludium zaczyna się zabawa. Trzy kolejne wyciągi są kluczowe.
Czwarty wyciąg to w normalnych warunkach przejście po połogich płytach, które nie nastręczają trudności, jeżeli są wylane lodem. W tym miejscu Waldorf z Edkiem wycofali się kilka lat wcześniej. Warun był podobny. Próbuję zapalić na wprost, to takie połogo-przewieszone zacięcie. Jest sucho, dopiero za ok. 10-15 m jest jakiś placek lodowy, który może podprowadzić do kolejnego stanowiska. Problem tylko taki, że na tym odcinku nie ma asekuracji. Wycofuję się. Waldi podsuwa, żeby obejść to bokiem, z lewej. Teren nie wygląda ciekawie, jest sucho, ale przynajmniej widać możliwości założenia asekuracji. Ruszam. Idzie w miarę ok. Duże przegięcie liny powoduje konieczność założenia stanowiska pośredniego po ok. 30 m. Znajduję wygodną półę z jednym, parszywym hakiem, montuję stan. Jak się później okaże, jest to jedyna półka na całej drodze – na całej drodze są tylko stanowiska wiszące lub półwiszące. Oprócz tej jednej póły, która de facto nie jest w linii, nie było żadnego stanowiska, na którym można by było stać. To tak, żeby było wiadomo, o czym gadamy ;). Kolejnym wyciągiem, poruszając się pomiędzy płatami lodu, podchodzę do właściwego stanowiska pod… przewieszonym soplem lodowym. To obejście kosztowało nas trochę czasu, a napotkane trudności to M4+.
Creme de la creme (to po francusku, w końcu jesteśmy we Francji 😉 tej drogi to dwa kolejne wyciągi lodowe, oba o trudnościach V. Ze stanowiska widzimy jednak, że to nie będzie taka zabawa, jak nam się wydawało. Lodu jest mało, a piąty (w naszym przypadku szósty) wyciąg zaczyna się poszarpaną, najpierw podciętą od dołu (lodowa przewieszka ;c), a później pionową falbaną, która nie wygląda zbyt pewnie (V+). Kiedy po przejściu kilku metrów falbany zaglądam wyżej do komina, który już lekko się kładzie, widzę resztki lodu, spod którego prześwituje skała. Nie jestem optymistycznie nastawiony, szczerze. Zaczynam marudzić, że mi się nie chce, że nie wiem i że w sumie to już wolę pić to francuskie piwo a’ la hop shampooing w schronisku.
– Nie no dobra, zjeżdżamy – słyszę. Ale, ale! Przypomniałem sobie, ile kosztowało nas dotarcie do tego miejsca. 15 godzin z Wrocka + moje Szczecin–Wrocław pięć godzin. Przypomniałem sobie, że musieliśmy dymać do schroniska Argentière od dołu, z worami ponad 20 kg, i ile nam to zajęło. Przypomniałem sobie, że w sumie to ostatnia szansa na zrobienie poważnej drogi alpejskiej w tym sezonie zimowym. Przypomniałem sobie, że Waldorf już tu był i że po co ma wracać tutaj po raz trzeci. Naprawdę go lubię i nie zrobię mu tego. No i przypomniałem sobie, że robimy do cholery pierwsze polskie przejście i że to są poważne sprawy ;c). Zrobiłem jeszcze dwa ruchy do góry i, o dziwo, znalazłem miejsce na frienda, a 3 m wyżej – wbitą łyżkę… taką, co w życiu bym na niej nie zawisnął. Obdzieliłem frienda i łyżkę po jednej żyle, podbudowałem psyche i ruszyłem delikatnie dalej (później okazało się, że friend i tak wypadł, a łyżka… a tam!). Teren lekko się kładzie, lodu rzeczywiście jest mało, śruby wchodzą do połowy maksymalnie, ale nade mną, jakieś 10 m wyżej jawią się stałe haki, a jeszcze wyżej stanowisko. Nie myśl za dużo. Trzeba tam po prostu dojść…
Kolejny lodowy wyciąg za V to kolejne 60 m+, tym razem prowadzi Waldi. Śruby wchodzą do połowy, próbuje wetknąć coś z boku. Powoli, ale pewnie posuwa się do góry. Kombinuje z asekuracją. Kiedy dochodzę do Waldiego, w zasadzie mamy pewność, że trudności mamy za sobą, a pozostała część drogi to zwykła formalność. Jakże się walnęliśmy w ocenie!
Jakkolwiek przedostatni wyciąg nie jest trudny, bo III, z miejscem IV, to na prawie 60 m udaje mi się założyć tylko jeden przelot. Ale to pikuś! Ostatnia długość liny ma… ok. 80 m, a zanim dotrę do Waldiego, który go poprowadził, minie chyba z 5-6 godzin. Komin wyjściowy jest szeroki i w zasadzie prawie suchy. Późnym popołudniem zagląda tu słońce, a więc śnieg jest wytopiony, a teraz po prostu miejscami robi się mokro. Jedyna szansa, to przejście schowanej przed słońcem, wąskiej rynny, w której znajdują się resztki lodu. Wspinanie się w tym gemelu jest nie tylko wymagające technicznie (również ze względu na asekurację), lecz także niebezpieczne. Jest krucho, asekuracja ze śrub jest iluzoryczna, asekuracja z friendów nie mniej, wszystko się rusza. Waldorfowi udaje się osadzić kilka haków. Dochodzi do końca drogi, ale okazuje się, że nie ma jak założyć stanowiska. Bloki skalne, na których wiszą pętle, są odmarznięte i dudnią. Zaczynam sam kalkulować: może trzeba zakiblować pod przełęczą, a rano wezwać śmigło? Waldiemu zajmuje ze dwie godziny szukanie i sklejanie stanowiska, a i tak, jak do niego dochodzę, pada sakramenckie: – tylko nie obciążaj liny.
Drogę kończymy po 22.00, czyli po ponad 15 h od wejścia w ścianę. Jeszcze tylko 11 zjazdów drogą i do domu. Znaczy do schroniska.
Kolejną godzinę zajmuje nam jednak przebudowa stanowiska zjazdowego pod przełęczą. Po prostu Waldorf nie był w stanie tego wcześniej zrobić, bo wypstrykał się z haków. Musiał poczekać, aż je pozbieram. Zjazdy zaczynamy ok. 23.00. Czy to koniec niespodzianek? Nie do końca. Wprawdzie była zapowiedź zmiany pogody, ale miała nastąpić następnego dnia po południu. Tymczasem ok. północy zaczyna sypać śnieg. Czym bardziej się obniżamy w zjazdach, tym, co oczywiste, więcej tego szajsu sypie się rynnami, którymi zjeżdżamy. Jedyna dobra strona tego to to, że dzięki temu zjazdy idą sprawnie, bo lina razem z tym śniegiem schodzi idealnie. Ok. 4.00 docieramy pod ścianę. Jeszcze tylko pakowanie, klarowanie… 3 godziny po lodowcu na sztywnych nogach, jak zombie (sic!) i jesteśmy w schronisku. Jest 7.30. 27 i pół godziny door-to-door w akcji.
Zarówno Waldorf przed wyjazdem, jak i ja już po dokładnie sprawdzaliśmy kwestię ewentualnego pierwszego polskiego przejścia tej drogi. Waldi studiował artykuły na ten temat, ja rozpytałem kilka osób, które mogłyby mieć wiedzę w tej kwestii. Nie mamy żadnych śladów, aby ta droga miała wcześniej polskie przejście. Być może zrobił to Arek Gąsienica-Józkowy, który był „rezydentem” Argentière jeszcze w latach 90. Niestety już go o to nie zapytamy. Przeprowadziliśmy solidne badanie w tym temacie i na ten moment możemy stwierdzić, że dokonaliśmy pierwszego polskiego przejścia drogi Charlet-Ghilini na północnej ścianie Pré de Bar w Dolinie Argentière.
Ogromne brawa Panowie! Piękne przejście.
Kalendarium wyprawy:
29.04. (wtorek) – przejazd z Polski do miejscowości Argentière,
30.04. (środa) – podejście z miejscowości Argentière do schroniska w Dolinie Argentière,
01.05. (czwartek) – 9.00 rekonesans pod ścianę, przejście szczeliny brzeżnej, zostawiona poręcz i sprzęt pod ścianą – powrót do schroniska ok. 15.30,
Serdecznie zapraszamy na letni, ogniskowy Wieczór Górski* KW Szczecin!
Przybywajcie z rodzinami, znajomymi, psiakami, na rowerach i pieszo. Pogadamy o letnich planach, nadchodzących i minionych wyjazdach, działalności w Klubie i poza nim. Będzie można się też powspinać na kultowej wieży Bismarcka!
ognisko 🔥: na miejscu dostępne będą talerzyki, sztućce i kubki jednorazowe oraz kiełbaski (także wege). Gitary i inne instrumenty mile widziane. No i dobry humor!
wspinanie: na Wieży jest około czterdziestu dróg wspinaczkowych o skali trudności od V do VI.6, wiodących pionową ścianą, zacięciami oraz filarami przy wejściu, a ponadto około siedemdziesięciu dróg na filarach powyżej tarasu. Wspinanie dla Członkiń i Członków KW Szczecin tego wieczoru opłaca Klub.
* ℹ️ Wieczory Górskie #kwszczecin to:
otwarte spotkania integracyjne, na których posłuchamy krótkich prelekcji naszych Klubowiczów i Klubowiczek, pogadamy o planach, wyjazdach lub innych bieżących tematach około górskich i wspinaczkowych. To też super okazja, aby się lepiej poznać, zapytać o to, co Was interesuje i posłuchać relacji z wypraw w ciekawe zakątki świata.
👋 Zapraszamy wszystkich zainteresowanych ze Szczecina i okolic, nie trzeba być Członkiem lub Członkinią SKW!
Spotkania będą odbywać się w różnych lokalizacjach w środowe wieczory.
CZŁOWIEK, NATURA, PASJA. Przegląd filmów o tematyce górskiej 27.06 – 10.07 | Kino Pionier 1907
Miłośnicy górskich opowieści i inspirujących historii – już 27 czerwca startuje w Szczecinie wyjątkowe wydarzenie filmowe!!
Wraz z Kinem Pionier 1907 zapraszamy na przegląd filmów dokumentalnych, które przeniosą Was w najbardziej dzikie zakątki świata, na szczyty i do podziemi, w śnieg, skały i rwące strumienie.
✔️ 27 czerwca (piątek) | 17:15 „𝐖𝐢𝐥𝐝 𝐖𝐚𝐭𝐞𝐫𝐬” – historia francuskiej kajakarki Nourii Newman, jej buntu przeciw oczekiwaniom i poszukiwania wolności.
✔️ 28 czerwca (sobota) | 18:00 „𝐀 𝐂𝐫𝐚𝐜𝐤 𝐈𝐧 𝐓𝐡𝐞 𝐌𝐨𝐮𝐧𝐭𝐚𝐢𝐧” – piękno największej jaskini świata i walka o ocalenie jej przed zniszczeniem.
✔️ 29 czerwca (niedziela) 15:30 | „𝐓𝐨 𝐓𝐡𝐞 𝐇𝐢𝐥𝐥𝐬 & 𝐁𝐚𝐜𝐤” – refleksyjny dokument o lawinach, tragediach i wiedzy przekazywanej przez górskich przewodników. 19:00 | „𝐄𝐯𝐞𝐫𝐞𝐬𝐭. 𝐀 𝐒𝐮𝐩𝐞𝐫𝐡𝐮𝐦𝐚𝐧 𝐂𝐡𝐚𝐥𝐥𝐞𝐧𝐠𝐞” – Alex Txikon mierzy się z Everestem zimą, bez dodatkowego tlenu.
✔️ 30 czerwca (poniedziałek) | 19:15 „𝐒𝐮𝐛𝐭𝐞𝐫𝐫𝐚𝐧𝐞𝐚𝐧” – dwa zespoły speleologów biją rekordy, eksplorując najgłębsze jaskinie Kanady.
✔️ 1 lipca (wtorek) | 19:15 „𝐓𝐡𝐢𝐬 𝐌𝐨𝐮𝐧𝐭𝐚𝐢𝐧 𝐋𝐢𝐟𝐞” – 60-letnia matka i córka wyruszają w półroczną wyprawę przez dzikie góry Kanady.
✔️ 2 lipca (środa) | 17:15 „𝐂𝐡𝐨𝐥𝐢𝐭𝐚𝐬” – pięć boliwijskich kobiet w tradycyjnych strojach zdobywa Aconcaguę jako symbol wolności.
✔️ 3 lipca (czwartek) | 17:15 „𝐖𝐞 𝐖𝐚𝐥𝐤𝐞𝐝 𝐔𝐧𝐝𝐞𝐫 𝐓𝐡𝐞 𝐄𝐚𝐫𝐭𝐡” – wyprawa speleologów łączących historyczne jaskinie we Francji.
✔️ 5 lipca (sobota) | 18:30 (Kiniarnia) „𝐒𝐚𝐥𝐭𝐨 𝐢𝐬 𝐭𝐡𝐞 𝐊𝐢𝐧𝐠” – grupa przyjaciół pokonuje najwyższe wodospady świata techniką kanioningu.
✔️ 6 lipca (niedziela) | 18:30 (Kiniarnia) „𝐒𝐮𝐫𝐟 𝐭𝐡𝐞 𝐋𝐢𝐧𝐞” – Flying Frenchies surfują po niebie, łącząc sport ekstremalny, inżynierię i wolność.
✔️ 7 lipca (poniedziałek) | 19:30 (Kiniarnia) „𝐀𝐝𝐫𝐚” – barwna historia wspinaczy z wioski Llanberis w Walii – ich pasja, bunt i dziedzictwo.
✔️ 8 lipca (wtorek) | 17:00 (Kiniarnia) „𝐂𝐚𝐩𝐭𝐚𝐢𝐧𝐬 𝐨𝐧 𝐄𝐥 𝐂𝐚𝐩” – Sébastien Berthe płynie żaglówką przez Atlantyk, by zmierzyć się z Dawn Wall w Yosemite.
✔️ 9 lipca (środa) | 17:30 (Kiniarnia) „𝐅𝐮𝐞𝐠𝐨” – Kilian Bron i ekipa rowerzystów na spektakularnej wyprawie przez wulkany, pustynie i góry Ameryki Południowej.
✔️ 10 lipca (czwartek) | 17:30 (Kiniarnia) „𝐈𝐜𝐞 𝐖𝐚𝐭𝐞𝐫𝐟𝐚𝐥𝐥𝐬” – kajakarze poszukują najwyższego lodowcowego wodospadu na archipelagu Svalbard i go spływają.
Do zobaczenia w kinie! Zabierzcie przyjaciół, rodzinę i kogoś, kto zawsze marzył, by ruszyć w góry!
Zapraszamy do udziału w Szczytnik Climbing Festival, który odbędzie się w dniach 13-15 czerwca 2025r. w malowniczej Szczytnej (Ziemia Kłodzka)! To wyjątkowe wydarzenie łączy pasję do wspinaczki, wspólnoty oraz edukacji.
Co na Was czeka? ✔ Warsztaty z doświadczonymi instruktorami ✔ Prelekcje i spotkania z inspirującymi gośćmi ✔ Pokazy filmowe, wieczorna integracja przy fajnej muzyce, a także sesje wyciszające przy gongach ✔ Strefa relaksu: joga, slackline i natura
Przyjedźcie z rodziną, znajomymi lub solo – każdy znajdzie coś dla siebie!
Zachęcamy do udziału!
Kod promocyjny / zniżkana na bilety dla członków SKW! >> info@kwszczecin.pl
Organizatorem Szczytnik Climbing Festival jest Fundacja Chwytaj Życie. Środki zgromadzone ze sprzedaży biletów przeznaczone będą na pokrycie kosztów związanych z opłatą festiwalowych gości.
Jak co roku serdecznie zapraszamy Klubowiczki i Klubowiczów na długoweekendowy integracyjny wyjazd klubowy na koleżeńskie wspinanie sportowe do Frankenjury*!
*Frankenjura to jeden z największych skałkowych rejonów Europy o niewyczerpanym potencjale wspinaczkowym, gdzie od lat 80-tych powstawały kolejne kamienie milowe wspinaczki sportowej.
Wyjazd ma charakter integracyjny.
Postaramy się przybliżyć Wam: ✔️ ogólną charakterystykę regionu, ✔️ najlepsze miejscówki, adekwatne do poziomu wspinaczkowego, ✔️ patenty noclegowe, ✔️ i miejscowe zwyczaje.
W planie wizyta na “skałce znanej” (potrzebne zacięcie wspinaczkowe) oraz poszukiwanie “skałki nieznanej” (potrzebne wygodne buty, poczucie humoru i odpornośc na porażki).
Zapraszamy indywidualnie, zespołowo, z rodzinami: ✔️ wspinaczy i wspinaczki (poziom dowolny, miłość do dziurek i wapienia wskazana), ✔️ rowerzystów i rowerzystki (jakie tam są piękne trasy na szosę i nie tylko!), ✔️ osoby aktywne z Klubu, które chciałyby poznać piękną Bawarię (zachęcamy do odwiedzenia Bambergu , Norymbergi, lub lokalnych uroczych wiosek).
KIEDY
18 – 22 czerwca 2025 r. (długi weekend)
>>> wyjazd ok 17.00 – 18:00 w środę 18 czerwca >>> powrót ok 15.00 w niedzielę 22 czerwca
PERU! Relacja z wyprawy na Coropunę (6 425 m n.p.m.)
W lipcu zeszłego roku Edek Fudro (nasz klubowicz) z Jackiem kolejny raz wybrali się do Peru, aby dokończyć wejście na Coropunę (6 425 m n.p.m.).
Usiłowali już na nią wejść już w 2018 r,. jednak wówczas bardzo silny, huraganowy wiatr przerwał ich atak na wysokości 6 148 m n.p.m. Czy tym razem się udało? Przeczytajcie sami w relacji Edka:
„Naszą wyprawę, podobnie jak poprzednią, rozpoczęliśmy aklimatyzacją na stokach wulkanu Misti położonego przy mieście Arequipa.
Wulkan Misti, 5 825 m n.p.m.
Po zakończonym etapie aklimatyzacji dojechaliśmy autobusem do przełęczy Laguna Pallacocha położonej na wysokości 4 750 m n.p.m.
Obóz 1: Laguna Pallacocha, 4 781 m n.p.m., w tle Coropuna
Stąd rozpoczęliśmy marsz. Założyliśmy obóz 2 i doszliśmy dalej do wysokości 5 640 m n.p.m. Dalszą wspinaczkę, tak jak kilka lat wcześniej, przerwały nam huraganowe wiatry.
Obóz 2: 5 224 m n.p.m.
Ze względu na niekorzystne warunki pogodowe, które miały się utrzymywać przez kolejne dni, zdecydowaliśmy się na powrót do Arequipy. Pobyt wykorzystaliśmy na zwiedzenie tutejszych zabytków i kamiennego Ruta del Sillar z kilkudziesięcioma kamiennymi rzeźbami. Są warte zobaczenia.
Ruta del Sillar – kamienne miasto
Do trzech razy sztuka. Po kilku dniach, z uwagi na mające się pojawić okno pogodowe, zdecydowaliśmy się na kolejną 10-godzinną jazdę autobusem do przełęczy Laguna Pallacocha. Założyliśmy trzy obozy – najwyższy na wysokości 5 560 m n.p.m. Stąd też rozpoczęliśmy, jak się później okazało, aż 10-godzinną wspinaczkę na szczyt. Po drodze napotkaliśmy bowiem, występujące o tej porze roku, potężne pola penitentów, które rozciągały się od wysokości 5 800 m n.p.m. aż do wysokości 6 100 m n.p.m. i których na poprzedniej naszej wyprawie (czerwiec) nie było.
Grań podszczytowa Coropuny – wysokość ok. 5 900 m n.p.m.
Szczyt Coropuna – 6 425 m n.p.m.
Po zdobyciu szczytu mieliśmy jeszcze trzy dni do odlotu, które wykorzystaliśmy na zwiedzenie słynnego Cusco i inkaskiej twierdzy Sacsayhuamán.”
CuscoSacsayhuamán
GRATULUJEMY SZCZYTU! Takie relacje zawsze cieszą! 🙂
RELACJA z klubowego otwarcia wiosenno-letniego sezonu wspinaczkowego
W piękny przedmajówkowy weekend (25–27.04.2025 r.) KW Szczecin postanowiło odkryć mniej znane ogródki wspinaczkowe wokół Jeleniej Góry – i nową miejscówkę na nocleg.
Tak oto wybraliśmy się na Górę Gapy i w Bobrowe Skały. Oba rejony oferują dość ostrą, dachówkowatą skałę.
Dróg sportowych było wiele i ładnych, trochę gorzej to wygląda z tradami. Fanom adrenaliny polecamy szczególnie okap na Bobrowych oraz Terminatora na Cyborgu.
Ogólnie rzecz biorąc rejon ma trochę inny charakter niż Sokoliki czy Rudawy, zamiast rys występują tu często klamy i oblaki. Takie urozmaicenie zawsze jest mile widziane i na pewno wrócimy jeszcze pokończyć swoje projekty… albo zacząć nowe!
Sobotni wieczór spędzaliśmy tradycyjne przy ognisku, powoli doskonaląc się w sztuce wędzenia swoich wspinaczkowych partnerów.
Prócz elementów wspinaczkowych część klubowiczów wybrała też do cieplickich term, żeby uniknąć łatki „wspinacza brudasa”, a następnego dnia zaliczyli również treking, odwiedzając karkonoską Samotnię.
Serdecznie zapraszamy na dzień otwarty GOAT Crag i SKW!
17 maja 2025 r. START: godz. 12.00 Miejsce: GOAT Crag Podjuchy
W programie m.in.:
Baldy Zapraszamy wszystkich chętnych do spróbowania swoich sił w route settingu!
Drytoolna kominie Dostępna będzie jedna droga wspinalna w skalnych butach wspinaczkowych. Na drugą trzeba mieć własne raki wspinaczkowe i odpowiednie buty, dziaby będą na miejscu.
Wspinanie na kominie >> Dla początkujących wspinaczy: prezentacja asekuracji z górnego stanowiska (do wspinaczki wielowyciągowej) i możliwość ćwiczenia tego na ziemi, oraz możliwość wspięcia się do pierwszej galerii (40 m). >> Dla bardziej doświadczonych klubowiczów i klubowiczekSKW z pełnym kursem wspinaczki skalnej: wspinanie do drugiej galerii.
Wieczorne ognisko i możliwość przenocowania pod kominem.
Zapraszamy serdecznie niezrzeszonych, zainteresowanych i sympatyków!
Klubowiczki i Klubowiczów prosimy natomiast o zgłoszenie chęci udziału z podaniem informacji, czy planujecie nocować pod Goat Crag (konieczny własny sprzęt biwakowy: namiot / hamak, śpiwór i mata itp.).