RELACJA: Wspinanie lodowe w Alpach
14 – 18 luty 2024 r.
Wspinanie lodowe w Alpach prosto z kampera? Czemu nie❗️
Nasi Klubowicze i Klubowiczki mają niesamowite pomysły, a od myśli sprawnie przechodzą do czynu, co jest naprawdę super!
Posłuchajcie relacji Pawła z tego wyjazdu:
Podczas klubowej Wigilii pojawił się trochę zakręcony pomysł: pojechać na wspinanie lodowe do Pitztal kamperami. Pomimo nieprzetartych szlaków zarówno we wspinaczce lodowej we wspomnianej dolinie, jak i w samym kamperowaniu, dwa miesiące później jechaliśmy z Jankiem, Pawłem, Maćkiem i Gosią do Oberottmarshausen odebrać dwa domki na kołach.
Jak się później okazało, uratowały nam dwa dni wspinania.
Plan był prosty jedziemy do Pitztal, a co dalej zdecydujemy na miejscu.
Rankiem 14.02, w czwartek, meldujemy się na parkingu przy dolnej stacji kolejki na lodowiec Pitztal, łapiemy plecaki ze szpejem i biegniemy trzy minuty do wąwozu Taschachschlucht. Na miejscu okazuje się, że duża część rejonu jest zamknięta przez lokalnego kustosza z powodu mocnej odwilży i dużych uszkodzeń w lodzie.
Na szczęście znaleźliśmy ściankę, która zapewniła nam zabawę na cały dzień. Warto nadmienić, że zamknięta część jest wylewana sztucznie i stanowi znakomite miejsce dla rozpoczęcia przygody z lodospadami. W dobrych (normalnych o tej porze roku) warunkach znaleźć tam można dziesiątki linii wspinaczkowych o trudnościach od WI2 do WI5.
Od przewodnika działającego z zespołem tuż obok dowiadujemy się, że w żadnej z okolicznych dolin nie ma wspinalnych lodospadów z wyjątkiem jednego – Schusslersprung, który naturalnie staję się naszym celem na dzień następny.
Po wieczornej naradzie zapada decyzja: Maciek i dwóch Pawłów atakują Schusslersprung, 3-wyciągowy lodospad o trudnościach WI4, a Janek z Gosią idą jeszcze raz do wąwozu trenować prowadzenie w lodzie oraz operacje pod wspinanie wielowyciągowe. Decydujemy również, że w związku ze słabym warunem w Pitztal musimy się przenieść tam, gdzie warun sprzyja utrzymywaniu się lodu.
Szybki przegląd grup na facebooku pozwala nam stwierdzić, że Dolomitach, w okolicach miejscowości Colfosco, można znaleźć lody w całkiem dobrym stanie.
Sam Schusslersprung okazał się mocno pokryty śniegiem, szczególnie w prostszej środkowej części. Stąd, zamiast trzech wyciągów, udało nam się poprowadzić całość w dwa.
Najwięcej emocji zapewniła początkowa ścianka za WI4 o wysokości ok. 20 metrów. Po załojeniu i zjechaniu do podstawy ściany byliśmy z powrotem na parkingu w godzinę, wzięliśmy prysznic, zjedliśmy obiad i ruszyliśmy w kierunku przełęczy Brenner, cel: Colfosco! Mała przygoda z awarią skrzyni biegów na bramkach autostradowych we Włoszech sprawiła, że do celu dojechaliśmy dopiero o 22 ;).
Pierwszego dnia wspinania w Dolomitach Paweł & Paweł poszli na lokalny klasyk – Spada di Damocle (Miecz Damoklesa) WI4+. Lodospad był mocno przedziabany, więc realne trudności okazały się znacznie mniejsze ze względu na gotowe stopnie i zahaczki. Lodospad zrobiliśmy na 4 wyciągi, z czego 2 oferowały naprawdę piękne wspinanie z niesamowitymi widokami na okoliczne góry i miasteczko.
Podczas gdy Pawły mierzyły się z wiszącym nad nimi mieczem Damoklesa, Maciek, Janek i Gosia postanowili uderzyć na lodospad Lujanta, 3-wyciągowy ładny lodospad o maksymalnych trudnościach WI4.
Wieczorem omawiamy plan na dzień ostatni: wszyscy idziemy pod lód Spada di Damocle, który tym razem atakuje Maciek z ekipą, Pawły zaś idą 20 metrów w prawo i wbijają w lodospad Solo per Pochi. Jako że jeszcze tego samego dnia musimy wrócić do domu, cała akcja zaczyna się o godzinie 4 nad ranem.
Przekonani, że pod ścianą będziemy pierwsi, jedziemy na parking, gdzie spotykamy zespół z Niemiec, który również wpadł na ten innowacyjny wspinaczkowy pomysł rozpoczęcia wspinania skoro świt… Na szczęście chłopaki są szybkie i nie blokują nas w najmniejszym stopniu. Po 2,5 godziny meldujemy się z Pawłem na drzewie stanowiskowym i schodzimy ścieżką na dół. Tam odnajdujemy Maćka, który właśnie zjechał z przedostatniego stanu Miecza Damoklesa – okazuje się, że ostatni wyciąg jest już w opłakanym stanie, co nie pozwala użyć jakiejkolwiek realnej asekuracji.
Około godziny 11 wsiadamy w nasze busy i rozpoczynamy powrót do Polski. Gdyby nie wypadek, który zablokował przełęcz na granicy Niemiec i Austrii, co w efekcie przyblokowało drugą ekipę na ponad dwie godziny, w domu bylibyśmy około 23. Niestety kończy się na 2 w nocy 😉
Zmęczeni, ale zadowoleni, z zerwanym zawieszeniem w aucie, planujemy już przyszłoroczny wyjazd!
Gratulujemy przejść 💪 i pomysłu! ❤️❤️❤️