Skiturowy trawers Silvretty, 22-26 III 2023 r.
W tym sezonie szóstka naszych Klubowiczów i Klubowiczek, wspomagana przez kolegę z zaprzyjaźnionego sudeckiego KW, przeszła piękną, wysokogórską trasę w Alpach Retyckich. Przemieszczali się od schroniska do schroniska przez prawie trzytysięczne przełęcze, zjeżdżali w puchu i integrowali w schroniskach.
Zapraszamy do relacji Tomka Jaska z tego wyjazdu, uzupełnionej na koniec niesamowitym filmem Roberta Narolewskiego! > > > > > >
“Planowanie wyjazdu zaczynamy bardzo wcześnie, bo już pod koniec grudnia 2022 r., czyli z ponad 3 miesięcznym wyprzedzeniem. Powód oczywisty: schroniska w Alpach są oblegane, a my będziemy iść od schroniska do schroniska, więc potrzebujemy zgrać wszystkie noclegi. Na szczęście po rezerwacjach telefonicznych, onlinowych i zaliczkach wszystko udało się załatwić.
Nasza grupa to 7 osób, z czego podzieliliśmy się na dwa zespoły. 4-osobowy zespół: Ania, Tomek, Bartek i Mariusz oraz 3-osobowy: Kasia, Robert i Zbyszek. Sprzęt rozdzieliliśmy sprawiedliwie pomiędzy osoby i ruszyliśmy na podbój Alp 🙂
Dojazd mieliśmy już przetestowany z poprzedniego roku. Mariusz w swoim busie zdołał pomieścić nas wszystkich, z koniecznymi gratami. Wyruszyliśmy po 21, prowadziliśmy na zmianę i nieco ponad 10 godzin później zameldowaliśmy w Ischgl, gdzie zaczynała się nasza przygoda.
22.03, dzień pierwszy
Ischgl >>> Heidelbergerhütte
Pierwszy dzień to dla nas wszystkich jazda po stokach narciarskich w austriacko-szwajcarskim, genialnym ośrodku Ischgl-Samnaum.
Wykorzystaliśmy czas po korek włącznie z piwkiem na stoku. Dopiero pod wieczór wjechaliśmy ostatnią kolejką na Val Gronde skąd po raz pierwszy mogliśmy zjechać poza trasą do schroniska Heidelbergerhütte już po stronie szwajcarskiej. Oczywiście każdy wcześniej wyłączył transmisje danych, co by mieć na raty kredytów w domu 🙂
W schronisku po zakwaterowaniu (wszędzie z opcją halbpension czyli żarcie w opór) i zjedzeniu obiadokolacji siły w zespole po tak długiej podróży wyczerpały się do zera.
Sen przyszedł szybko.
23.03, dzień drugi
Heidelbergerhütte >>> Jamtalhütte.
Przejście do Jamtalhütte przez przełęcz Kronenjoch (2980 m n.p.m) i wejście na szczyt Breite Krone (3079 m n.p.m). Piękny, słoneczny dzień zwieńczony długim zjazdem. W schronisku bose tańce po śniegu, uzupełnienie elektrolitów oraz podziwianie ścianki z polakierowanymi chwytami.
24.03, dzień trzeci
Jamtalhütte >>> Wiesbadenerhütte
Przejście do Wiesbadener Hütte (zwanego potocznie Wieśkiem) przez przełęcz Ochsenscharte (2955 m n.p.m). Podejście długie, w dobrym karkonoskim warunie 🙂
Na przełęczy akcje pomocnicze i wyciągnicze. Tutaj pierwszy zjazd w puchu. Cóż za frajda z jazdy 🙂 Po południu zaczyna sypać, zgodnie z zapowiedzią. Wszędzie biało jak w „dobrej” kolumbijskiej wiosce 😉 Już wiemy, że te 30 cm śniegu uniemożliwi nam jutrzejsze wejście na Piz Buin. Trzeba będzie zmienić plany. Najlepiej przy elektrolitach i partyjce w tysiąca.
25.03 dzień czwarty
Zjazdy w puchu 🙂
Rano postanawiamy spróbować jeszcze raz zjazdu z przełęczy. Napadało po kolana śniegu, dookoła jakoś tak lawiniasto, ale droga na przełęcz „obiektywnie” bezpieczna. Pozwalamy innym grupom przetorować drogę i sami nie śpieszymy się ze śniadaniem.
Wychodzimy i niestety na pierwszych metrach tracimy Anię. Wyrok to … astma. Oskrzela kurczą się na zimnie jak balon wsadzony do lodówki. Musi niestety zostać w schronisku. My z kolei napieramy na przełęcz. Podchodzimy nawet kawałek wyżej do szczeliny brzeżnej lodowca, gdzie następują pierwsze w życiu wkręcenia śrub lodowych przez Mariusza.
Potem ruszamy w dół. Po minięciu najbardziej stromego odcinka w puchu postanawiamy wdrapać się jeszcze raz. Nie można opuścić takiego zjazdu.
Zaczyna znowu sypać. Zjeżdżamy do schroniska. Po krótkiej przerwie część grupy nie daje za wygraną i jeszcze robi zjazd poniżej schroniska, a dwójka bez sternika, czyli Mariusz i Bartek, w totalnej bieli idzie na przełęcz.
Podobno musieli dzwonić do rodzin 😉
26.03, dzień piąty
Wiesbadenerhütte >>> Galtür
Dosypało i przykryło wszystko kołdrą. Zjeżdzamy do Galtür.
Początkowy odcinek w świetnym puchu, ale zaraz robi się przeraźliwie płasko. Trzeba przyfoczyć i kilkanaście kilometrów przejść najpierw wzdłuż jeziora, a potem nartostradą płaską jak naleśnik. Mijają nas ludzie na biegówkach, pan z pędzącym psem i dwie zakonnice.
Ostatecznie dzięki zmianie czasu mamy dobrą godzinę przy starcie do Szczecina. Zmęczeni podróżą, ale szczęśliwi, że kolejna przygoda się udała 🙂 “.
SKITUROWY TRAWERS SILVRETTY
FILM ROBERTA NAROLEWSKIEGO Z WYJAZDU