VENTER SKIRUNDE, czyli skiturowe przejście Alp Oeztalskich | 06-09.04

VENTER SKIRUNDE,
czyli skiturowe przejście Alp Oeztalskich
06-09.04.2025 r.

Nasza klubowa ekipa skiturowa znowu odwiedziła Alpy!
Tym razem padło na dolinę Oeztal, na pograniczu Austrii i Włoch.

Widok na Similaun (3 606 m n.p.m.)

Bartek, Mariusz, Radek, Bartek i Ania w cztery dni pokonali trasę z Vent do Vent, odwiedzając okoliczne doliny, szczyty, lodowce, schroniska i oczywiście Oetziego!

Ekipa (od lewej): Radek, Bartek, Bartek, Mariusz i Ania (czyli Antek, bo przecież to był męski wyjazd!)

Plan wycieczki (zrealizowany 💙)
  • D1_06.04 | Vent (1 900 m) > Martin-Busch-Hütte (2 499 m) | spanko
  • D2_07.04 | Martin-Busch-Hütte > Similaunhütte / Rifugio Similaun (3 020 m) > Similaun (3 606 m) > Similaunhütte | spanko
  • D3_08.04 | Similaunhütte > Hauslabjoch (3 283 m) > Rofental (2.300 m) > Hochjoch-Hospizhütte (2 413 m) | spanko
  • D4_09.04 | Hochjoch-Hospizhütte > Vent 

Zapraszamy do relacji Ani z tego wyjazdu!

D1_06.04

Z Vent ruszyliśmy w górę po zacnym noclegu i śniadaniu w stylu alpejskim (ach ta szynka z fabryki alpenverain), które przygotowała dla nas Pani Schreiber z familii Schreiber.

Podejście do Martin-Busch-Hütte bywa zdradliwe, mimo sielskiej atmosfery trzeba tu mieć oczy dookoła głowy. Przez kilka godzin trawersuje się zbocze doliny, co przy większym zagrożeniu lawinowym może być bardzo niebezpiecznie. Lawiny sobie tam nie żartują, to wiemy.

Nam na szczęście pogoda dopisała, temperatury były stabilnie niskie, śniegu nie za dużo, można nawet robić przerwy na herbatkę w przepięknych okolicznościach przyrody.

W Martin-Busch-Hütte zasięgu ni ma, więc wieczorem był tylko relaks i aklimatyzacja. Niektórzy skorzystali nawet z ciepłego prysznica (nie zdradzimy Cię Master!).


D2_07.04

Na ten dzień zaplanowaliśmy sporo, ruszyliśmy więc wcześnie. Do Similaunhütte szło się nieźle (przynajmniej tym co nie dorobili się odcisków dzień wcześniej ;p), i w dobrym tempie. Początkowo łagodnie doliną potoku Niederjoch, na koniec czekało nas ciut mocniejsze podejście do włoskiego schroniska. Nagrodą była szarlotka i kawka.

Resztę trasy poszliśmy “na lekko”, zostawiając co niepotrzebne w schronisku (suszarki, lokówki…). Niestety popołudniu wzmógł się zimny wiatr utrudniając wyjście. Chociaż znowu trzeba przyznać, że i tak mieliśmy sporo szczęścia, bo dzień wcześniej i później wiało tak, że wejście na Similauna (3 606 m n.p.m..) byłoby najprawdopodobniej w ogóle niemożliwe.

widok na lodowiec poniżej Similauna

Na siódmy szczyt Austrii idzie się pięknym, szerokim lodowcem, zapowiadającym ciekawy zjazd. Końcowy odcinek podejścia pokonuje się już bez nart, na rakach, ale nie jest trudno. Zjazdy wszyscy robiliśmy już na sporym zmęczeniu, chociaż nie wszyscy na szczyt dotarli (w tym miejscu pozdrawiamy przygodnie poznanych Francuzów!)…

Ten dzień to była niezła wyrypa (ok. ⬆️ 1200 i ⬇️ 600), nagrodą była pyszna kolacja w postaci kolejnej zupy pieczarkowej oraz kotleta zelówy (kto wziął spaghetti ten wygrał ;p).  


D3_08.04

Idziemy do Ötziego! 🙂 Pomnik słynnego Icemana znajduje się na przełęczy Tisenjoch (3 188 m n.p.m.). Podejście znowu umila nam wiatr, więc rezygnujemy z herbatki i przerwy, bo moglibyśmy stracić część dobytku, i podchodzimy dalej do przełęczy Hauslabjoch (3 283 m).

Tu było zimno i wiało

Na końcówce znowu wciągamy na buty raki. Wywiane i strome podejście na przełęcz Hauslabjoch lepiej pokonać tak, lub na harszlach. Wiatr nie daje za wygraną, więc dosyć szybko decydujemy się na zjazd, bo niektórzy przestają czuć palce u rąk.

Lodowiec wygląda genialnie, i pierwsze szusy właśnie takie są: po zsiadłym puchu wręcz się płynie. Poniżej jest już troszkę ciężej, napotykamy szreń, a potem mocno rozjeżdżone, zlodowaciałe i całkiem strome stoki. Na szczęście wszyscy dowieźli kolana, nawet te trochę nadgryzione.

Reścik?

Niespodzianką na koniec wycieczki był morderczy mostek (strachu NIET), oraz ostre podejście do schroniska Hochjoch-Hospizhütte, z mini ferratką. 


D4_09.04

Tego dnia miał być epicki zjazd do Vent. Niestety zima znowu zaskoczyła skiturowców i większość czasu nieśliśmy jednak narty na plecach. Ale za to widoki były ładne.

Najniebezpieczniejszym miejscem tego dnia była zdradziecka alpejska łączka (tu pozdrawiamy Radka i Bartka!). Natomiast najprawdziwsi narciarze wciągali deski jak tylko zobaczyli skrawek białego, ażeby turę zakończyć odpowiednio dobrze.

Na koniec uścisnęliśmy jeszcze dłoń naszej gospodyni w Vent, która obiecała, że nie policzy nam za 4 dniowe parkowanie busa, o ile wrócimy do niej za rok. 

To był mega pozytywny wyjazd, polecamy się na przyszłość (zapraszamy klubowych skitourowców do grupy na MSN “Umawianie na zjeżdżanie SKW”), bo kolejne plany już się w głowach urodziły!

Pzdrw!
A-B-M-R-B
czyli #sekcjaskiturowaSKW (a przynajmniej jej element ;p)

Element sekcji skiturowej SKW na zdradzieckiej alpejskiej łączce