Trekking Manaslu Circuit – RELACJA
W kwietniu Magdalena Kotnis, nasza klubowiczka odwiedziła Himalaje. Poniżej jej relacja z tego przepięknego trekkingu!
Zapraszamy do NEPALU!
„Wybór trekkingu dookoła Manaslu był podyktowany głównie faktem, że obecnie jest to najbardziej dziewiczy teren, nieskażony klimatem zaawansowanej oferty turystycznej zarówno ze strony agencji turystycznych, jak i tutejszych mieszkańców.
Manaslu Ciruit Trek wiedzie przez wiele wiosek okalających szczyty Himalchuli (7193 m), Nagadichuli (7893 m), Manaslu (8163 m) oraz Manaslu North (7157 m).
Długość trasy to ok. 176 km,
sam trekking trwa ok. 12–14 dni.
Wyprawę organizowaliśmy sami (Asia, Marcin, Łukasz i ja) przy pomocy agencji z Katmandu. Dodatkowo naszą ekipę wsparli guide Lama (obecnie na tym odcinku przewodnik jest obowiązkowy) oraz dwóch szerpów: Tenzing i Dała.
Naszym planem było przejście standardowej trasy Manaslu Circuit wraz z dodatkowym podejściem do Manaslu Base Camp oraz na granicę z Tybetem (Tibet Border). Niestety, załamanie pogody uniemożliwiło nam realizację tego ostatniego celu. Byliśmy jednak szczęśliwi, że planowo przeszliśmy przełęcz (5213 m n.p.m.), ponieważ w następnych dniach nikomu nie udało się dokończyć trasy.
Mimo że nasza wyprawa była organizowana w okresie letnim, to przejście przez przełęcz Larkya La (5160 m n.p.m.) było dla wielu wpinaczy, szerpów i przewodników wielkim wyzwaniem. Śnieg, mróz, wiatr i brak widoczności znacząco utrudniał wędrówkę, wiele osób zgubiło szlak.
Zapiski Magdaleny z tego fragmentu trekkingu:
Wiedziała, że nie jest dobrze, że pogoda wzmaga swoją nieobliczalną, srogą aurę. Kilka kroków dalej i nie było widać niczego ani nikogo… byli sami wśród wszechobecnej mgły. Intuicyjnie obrali kierunek drogi. On przyspieszył kroku, by dostrzec cienie innych wędrowców… zobaczyć ślady… wydeptane ścieżki. Ona wiedziała, że musi biec, by nie stracić go z oczu. Nie miała siły, ale wydłużyła krok. …
Byli sami: on przygotowany na najtrudniejszy scenariusz wyprawy – nocleg w jamie śnieżnej, ona intuicyjnie wiedziała, że będzie dobrze, że sobie poradzą. Żadne z nich nie straciło wiary… robili co trzeba… szli do przodu. Gdzieś w oddali dało się zauważyć cienie wędrowców. Czym prędzej ruszyli w ich stronę. Śnieg był głęboki, co chwilę potykali się i nurkowali w miękkim, wydawałoby się przyjaznym, białym puchu. Szli dalej…
Sam trekking jest wielką, kolorową przygodą. Każdy dzień obfituje w różnorodne, odmienne krajobrazy: od zakurzonego i mało przejrzystego krajobrazu na starcie trasy (Soti Khola-Machakhola-Jagat) po wyraźne odcienie wszystkich barw natury oświetlone pełnymi promieniami słońca na pozostałych odcinkach trasy.
Największą frajdę sprawiały nam rozmowy z mieszkańcami i poznawanie ich zwyczajów (brak znajomości języka nie stanowił problemu). Zaskoczyła nas ich otwartość i ciągły uśmiech na twarzach. Odwiedziliśmy kilka domostw, strzelaliśmy z łuku podczas rozgrywek między wioskami, żartowaliśmy z dziećmi.
Ogromna dawka pozytywnej energii dla wszystkich.
Kolory, natura, spokój, uśmiech i życzliwość to wszystko, co zapada w pamięć i pozostaje w nas przez cały czas. Nasza historia to jedna z wielu, ale dla nas… bezapelacyjnie wyjątkowa.
Ps.
Po zakończonym trekkingu udałam się na odpoczynek do dżungli Chitwan.
Okazało się, że dwudniowy trekking w sercu dżungli, w napięciu i ciągłym skupieniu, bo nosorożce, krokodyle, niedźwiedzie i tygrysy bacznie kontrolowały swój teren, jest bardzo wyczerpujący.
W dżungli zdecydowanie nie odpoczęłam. Natomiast nauczyłam się obserwować i rozpoznawać zachowania i nawyki dzikich zwierząt.”